top of page
  • Zdjęcie autoraPiotr Piotrowski

Birżebbuġa. Maltańskie slow life!

Birżebbuġa to niewielkie, 10 - tysięczne miasteczko na południowym wschodzie Malty, położone nad uroczymi zatokami Pretty Bay i St. George's Bay. Nie jest to typowy, hałaśliwy kurort, jak Bugibba czy Sliema, ale spokojne miasteczko z ładną plażą, dużym portem i kilkoma atrakcjami, które każdy zakochany w Malcie turysta powinien zobaczyć.

Birżebbuġa to też taka Malta w pigułce. Jest tu urokliwa zatoka, kamieniczki z balkonami, solne panwie, starożytne rzymskie łaźnie, port z jachtami i łódkami, są też ruiny świątyni megalitycznej i jaskinia do eksploracji, przynajmniej częściowej. Współczesność mocno się tutaj miesza z historią. I dlatego, będąc na Malcie, warto tutaj "wpaść", choćby na parę godzin.

Ze stolicy wyspy, Valletty do Birżebbuġi dojedziemy najszybciej autobusem miejskim nr 82. Podróż trwa ok. pół godziny. Innymi liniami, np. nr 80, 84 czy 73 wydłuża się o ok. 10 minut (ściągnijcie sobie na telefon aplikację Tallinja, dzięki której wyszukacie wszystkie połączenia komunikacji autobusowej na wyspie). Z autobusu w Birżebbuġie wysiadamy praktycznie przy samej plaży Pretty Bay, z lazurową wodą i piaszczystą plażą, co jest rzadkością na Malcie.

Niektórym widok plaży z lazurową wodą psuje ogromny port z pracującymi non stop żurawiami i przeładunkiem towarów. Dla mnie oglądanie stalowych "potworów" w akcji było dodatkową atrakcją. Również hałas, jakie emitują, zbytnio mi nie przeszkadzał w plażowaniu.

Jakby tego było mało, nad plażą co kilka minut przelatują samoloty z pobliskiego lotniska. I to również była dla mnie atrakcja! I choć samoloty anie przelatują dosłownie nad głowami plażowiczów, jak na słynnej karaibskiej wyspie Saint Maarten, to jednak wystarczająco nisko, aby zobaczyć np. jakich linii.

W pewne lipcowe popołudnie, gdy dotarłem tutaj z Valletty, na Pretty Bay nie było zbyt dużo turystów. Raczej miejscowe rodziny z dziećmi. Tym, którzy przeszkadza widok stoczni i wielkich kontenerowców, polecam rozłożyć się z leżakiem po lewej stronie zatoki, z widokiem na kolorowe domki i palmy. Widok, rodem z najpiękniejszych plaż. Na Malcie widziałem kilka zatok, ale ta w Birżebbuġa jest jedną z ładniejszych.

Ale jest więcej powodów , dla których warto zwiedzić tę miejscowość, która w turystycznych katalogach przegrywa z takimi atrakcyjnymi miejscami na wyspach maltańskich jak Valletta, Trójmiasto, Marsaxlokk, Mdina czy wysepki Gozo oraz Comino. W Birżebbuġa znajduje się ciekawa jaskinia Ghar Dalam z podziemną trasą turystyczną. Są tutaj też ruiny świątyni megalitycznej. Sam park przemysłowy Ħal Far również robi wrażenie.

Po trzygodzinnym plażowaniu na Pretty Bay w miłym towarzystwie (10 euro za dwa leżaki i parasol na cały dzień) wybrałem się na obiad do zachwalanej przez autorów bloga "Malta i Gozo" Kasię i Pawła pobliskiej restauracji Bordas.

Ponoć można tu zjeść najlepszy zestaw Fish& Chips na wyspie. Nie wiem, bo nie kosztowałem w innych miejscach Malty, ale wierzę na słowo! Polecam też burgera z rybą oraz owoce morza. To wszystko w bardzo przystępnych cenach. Ja za 10 euro zjadłem dużą porcję ryby z frytkami, do tego duża miska sałatek i kawa mokka. Może sam ogródek piwny restauracji nie jest szczęśliwie usytuowany, bo przy parkingu, ale przecież możecie zamówić Fish& Chips na wynos i zjeść go w porcie lub na plaży!

Z restauracji wróciłem na Pretty Bay, ale skręciłem w prawo w kierunku portu. Moją uwagę przykuły zanurzone w wodze ogromne szachownice pełne kwadratów czy prostokątów. To skalne baseniki solankowe czy jak kto woli - panwie czy saliny (Salt Pans), dawne, tradycyjne miejsce wydobycia soli. Technologia jest prosta - sól pozyskuje się po odparowaniu wody, wybierając ją z kratek. Na pobliskiej wyspie Gozo od lat zajmuje się tym rodzina Cini.

W tej części miasta, zwanej Wied- Il Buni dostrzeżemy pozostałości po brytyjskich fortyfikacjach i dwa stanowiska artylerii. Jest tu też kilka knajpek z lodami i kawą, na czele ze słynnym, lecz nieco podupadłym klubem Boccie Club. Ja schłodziłem się pysznym, maltańskim piwem Cisk, po czym ruszyłem do centrum miasteczka, w nadziei na dalsze doznawanie maltańskiego "slow life", czyli chwili życia w zwolnionym tempie, jakie uwielbiają mieszkańcy tej wyspy.

I poczułem ten ""slow", spacerując na wpół opuszczonymi uliczkami, podążając w kierunku dwóch kościołów: św. Piotra oraz Matki Bożej Bolesnej.



W sezonie Maltańczycy uciekają z miasta na sąsiednią Gozo, nurkując, eksplorując jaskinie i wygrzewając się na tamtejszych plażach. Inni po prostu chowają się jak pieczarki w domach, czekając na wschód słońca. Piją kawę i wodę, grają w swoje ulubione gry, godzinami rozmawiają o rzeczach dla nas wręcz prozaicznych.

Po drodze podziwiałem w pełnej krasie maltańską architekturę, będącą miksem kilku stylów od tunezyjskiego, po włoski, francuski i brytyjski. Charakterystyczne, drewniane balkoniki na kamienicach to "il-gallerija". Arabowie, za których weszły one w średniowieczu do wyspiarskiej architektury, nazywali je "Mashrabiya". Zachwycają nie tylko elegancją, kolorami ale i oryginalnością.

To bez wątpienia jeden z symboli Malty. Za panowania arabskiego w średniowieczu balkoniki były dla kobiet oknem na świat, bo większość czasu spędzały one "przy garach". Gallerije były też swego rodzaju wentylacją mieszkań, pełniły też funkcje ozdobne jak i nieco powiększały ich metraż. Świadczyły również o prestiżu i majętności gospodarza.

Najpiękniejsze balkony widziałem w Valletcie, ale te tutaj, na maltańskiej "prowincji", też zrobiły na mnie wrażenie. Czerwone, brązowe, niebieskie, granatowe, fioletowe, ale zdarzały się i w innych kolorach.

Kolejną rzecz, na którą zwróćcie uwagę będąc na wyspie, to maltańskie kołatki, klamki, nazwy domów oraz kapliczki z wizerunkiem lub rzeźbą Matki Boskiej.

Takich pięknych kołatek nie widziałem nigdzie w Europie. Jedne mają wizerunek lwów, ryb, koników morskich, ptaków, inne - urodziwych niewiast czy muszelek. Pięknie komponują się z kolorowymi, drewnianymi drzwiami i nazwami domów.

Kołatki spełniają nie tylko funkcję praktyczną – stukania do drzwi, w przeszłości świadczyły o prestiżu i statusie właściciela. Im czyściejsza, bardziej wypolerowana, tym w domu ponoć jest schludniej i ładniej.

W Birżebbuġa nie bez znaczenia domy noszą nazwy "Bush" czy "Gorbaczow". A to dlatego, że w 1989 roku spotkali się w zatoce Marsaxlokk przywódcy największych potęg świata – prezydent USA, George Bush i ZSRR, Michaił Gorbaczow, podczas tzw. Szczytu Maltańskiego, kilka tygodni po upadku Muru Berlińskiego. Szczyt był oficjalnym zakończeniem tzw. Zimnej Wojny. To wydarzenie upamiętnia pomnik, jaki stoi na jednym z cypelków w Birżebbuġa.

Oglądając pozostałości po rzymskich łaźniach w zatoce St. George's Bay skusiłem się na pyszne, włoskie lody z kolorowego, stylowego autobusu z napisem "Mr. Whippy". Sympatyczna Maltanka chyba przewidziała, że w 40-stopniowym upale lody szybko stopią wafelek, więc nałożyła mi je w kubeczku.

Z dużą porcją waniliowej radości z zatoki pomaszerowałem do ruin świątyni megalitycznej Borġ in-Nadur. Choć to było tylko ok. 200 metrów, to zanim doszedłem do niej, z lodów zrobił się waniliowy szejk :).

Po drodze mijałem klimatyczne chatki z kołatkami, ozdobione donicami z zielenią. Wszędzie było pusto. To chyba nic dziwnego, wszak Maltańczycy popołudnia spędzają w pracy a do ogrodów i na ulice wychodzą wieczorami, aby sjestować w swoim stylu.

Sama świątynia nie zrobiła na mnie jakiegoś wrażenia. Wszak, na pierwszy rzut oka, to tylko kupka porozrzucanych kamieni. Nie mniej z szacunku dla historii Malty, każdy z turystów będąc na wyspie powinien zobaczyć choćby jeden z takich zabytków, z których ona słynie. Ja drugą świątynię na Malcie widziałem na terenie hotelu Dolmen, w Bugibbie. A, że byłem tam wieczorem, z racji podświetlenia i ładnego otoczenia (palmy , baseny), zrobiła na mnie większe wrażenie niż ta w Birżebbuġa.

Borġ in-Nadur to również doskonały punkt widokowy na panoramę miasta i obu zatok. Świątynia została zbudowana tutaj 2500 roku p.n.e., w ostatniej fazie okresu świątynnego. Architektura przedstawia typowy plan z czterema absydami, chociaż ściana zbudowana z megalitu jest dość niska. Wciąż można zobaczyć wejście do świątyni - dwa pionowe megality.

Ze wzgórza świątynnego kierujemy się do kolejnej ciekawostki w Birżebbuġa z zamierzchłych lat - jaskini Għar Dalam (znaczy "ciemna jaskinia"), w północnej części miasta, około 500 metrów od zatoki St. George's Bay. Turystom udostępniony jest jej 80-metrowy odcinek.Pierwsze ślady życia w jaskini odkrył w 1865 r. profesor Arturo Issel z Genui, natrafiając na kości zwierząt. Kolejni badacze natrafili na ludzkie szczątki. To tutaj odnaleziono najstarsze ślady życia na Malcie, sięgające 7400 lat temu. Szczątki słonia afrykańskiego, hipopotama i innych zwierząt, które stały się ofiarą skutków epoki lodowcowej, zobaczycie w muzeum przy jaskini, czynne codziennie w godz. 9.00 – 17.00 (wstęp 6,50 euro).

Birżebbuġa, podobnie jak większość miasteczek Malty, w przeszłości była mocno ufortyfikowana, o czym przekonamy się oglądając Fort Benghisa, San Lucien, baterie Pinto i Ferreri oraz redutę św. Jerzego. Te budowle widzimy praktycznie z każdego punktu obu zatok. Było gdzieś około godziny 19.00, gdy wsiadłem do autobusu, aby zwiedzić dużo popularniejsze, niż Birżebbuġa pobliskie miasteczko Marsaxlokk, słynące z kolorowych łódek luzzu. Ahoj maltańska przygodo!



12 886 wyświetleń2 komentarze

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Spodobało się? Zapisz się na moją listę mailingową:

bottom of page