top of page

Eisenhüttenstadt - pierwsze socjalistyczne miasto NRD: betonoza, Stalin i utopia.

Zdjęcie autora: Piotr PiotrowskiPiotr Piotrowski

Jeśli lubisz socrealistyczną architekturę, zakochasz się w tym mieście! Leżące przy granicy z Polską Eisenhüttenstadt (w landzie Brandenburgia) powstało w 1950 roku jako Stalinstadt (Miasto Stalina), na potrzeby wielkiego kombinatu stalowego. To jedyne takie miasto w Niemczech. Wielbiciele zabytków, pięknych parków czy jezior nie mają co tu szukać. Eisenhüttenstadt to jedna wielka betonoza. Socjalistyczna betonoza, wybudowana na potrzeby przemysłu w latach 50. XX w., w której życie wyznaczała miejscowa huta - największy producent stali w ówczesnej Narodowej Republice Demokratycznej (NRD) . Miastem zachwycił się nawet słynny aktor, Tom Hanks, śmigając po mieście tekturowym "Trabi", jaki dostał od jednego z mieszkańców.


Stalintadt. Miasto Stalina.

Po II wojnie światowej w Niemieckiej Republice Demokratycznej było ogromne zapotrzebowanie na stal. Problem w tym, że większość produkujących ją zakładów znalazła się w zachodniej strefie okupacyjnej Niemiec (Zagłębie Ruhry). Stąd władza NRD szukała dogodnych lokalizacji pod budowę huty stali. Pod uwagę brano zarówno bliskość rzek i morza, jak i ewentualne zagrożenie ze strony nalotów sił zbrojnych USA z Niemiec Zachodnich.

Podczas spotkania w Moskwie Walter Ulbricht, ówczesny I sekretarz Socjalistycznej Partii Jedności zaproponował Józefowi Stalinowi na lokalizację okolice graniczącej z Polską miejscowości Fürstenberg nad Odrą. Wydawałoby się, pomysł niegłupi. Bliskość rzeki dawała możliwość transport statkami rudy z Krzywego Rogu i polskiego węgla ze Śląska. To była też szansa na nowy dom dla niemieckich przesiedleńców z Ziem Zachodnich naszego kraju.

Powyżej na zdjęciu - po prawe stara dzielnica Fürstenberg, po lewej - nowa, robotnicza - niegdyś Stalinstadt. My skupimy się na tej drugiej.

Dodajmy, że Fürstenberg był przed wojną prężnie rozwijającym się miasteczkiem przemysłowym. Tyle, że większość jego fabryk została ograbiona przez Sowietów a ich wyposażenie wywiezione do ZSRR. M.in. funkcjonowała fabryka materiałów wybuchowych Degussa. Na potrzeby hitlerowców harowali w niej robotnicy przymusowi, więźniowie obozów koncentracyjnych i jeńcy wojenni. To właśnie na jej zgliszczach miała powstać nowa, socjalistyczna huta. Możliwość rozbudowy przesądziła o innej lokalizacji - dalej na północ od Fürstenberg.

Budowa ogromnej huty wiązała się z zatrudnieniem setek robotników. Trzeba było im zapewnić mieszkania, więc od 1950 roku z rozmachem budowano ogromne osiedla z prefabrykatów. Pierwotnie robotnicze miasteczko miało nosić imię „największego syna narodu niemieckiego”, czyli Karola Marksa. Śmierć Józefa Stalina na krótko przed

ceremonią otwarcia miasta w 1953 roku spowodowała zmianę nazwy z Karl-Marx-Stadt na Stalinstadt, czyli Miasto Stalina.

Populacja mieszkańców wzrosła z kilku tysięcy do ponad 50 tysięcy. To miał być urbanistyczny hit, jak przystało na miasto niemiecko – sowieckiej przyjaźni! Mieszkać tutaj to była wielka nobilitacja. Nowiutkie mieszkania, dobrze płatna praca i opieka socjalna. W ciągu dwóch lat wybudowano siedem osiedli mieszkaniowych, ulice, szkoły i przedszkola które wcześniej projektowano na deskach kreślarskich z tak ogromnym optymizmem, jak inżynier Rawicz w kultowym filmie "Poszukiwany poszukiwana". W 1961 roku, po nastaniu odwilży i w trakcie destalinizacji w NRD Stalinstadt połączono z dzielącą je Odrą Fürstenbergiem oraz Schönfließ, tworząc miasto Eisenhüttenstadt, co dosłownie znaczy Miasto Huty Żelaza. Architektura miejska wpisała się w socjalistyczny klasycyzm, podobnie jak wiele innych miast w państwach socjalistycznych m.in. Nowa Huta (Stalinogród) w Polsce czy Sztálinváros na Węgrzech.

Słoneczna betonoza

Jednym z podstawowych wyznaczników planowania miasta przez niemieckich komunistów w latach 50. XX w. była przestrzeń. Powstały więc długie bloki z prefabrykatów i żelbetu z małymi okienkami i ogromną przestrzenią w postaci szerokich ulic i skwerów. Plan zakładał budowę "słonecznego miasta”, zgodnie z „16 zasadami urbanistyki”. Zasada nr 2 brzmiała tak: „Celem urbanistyki jest harmonijne zaspokojenie potrzeb człowieka w zakresie pracy, mieszkania, kultury i wypoczynku”. Oczywiście, takie powstawały wtedy w całym NRD, ale Eisenhüttenstadt jest w czołówce socrealistycznej betonozy.

Opustoszałe bloki z prefabrykatów kontrastują z tymi odnowionymi.

Nie było tu prywatnej własności gruntów, domków jednorodzinnych czy kościołów. Nawet ratusz to betonowy klocek, który łatwo pominąć w "zwiedzaniu" centrum. Nie było prywatnego przemysłu ani usług. Życie toczyło się w cieniu stalowni. Tu huta zapewniła zatrudnienie i opiekę socjalną. Po latach eksperci uznali, że Eisenhüttenstadt (Stalinstadt) był wzorowym przykładem „konstruowanej utopii wczesnych lat NRD”. „Musi powstać nowy Człowiek, miasto i fabryka muszą być laboratorium przyszłego społeczeństwa, kultury i stylu życia” - powtarzano niczym mantrę.

Miasto opustoszałe

Po rozpadzie Związku Radzieckiego i zjednoczeniu Niemiec, z początkiem lat 90. XX w. przygraniczne miasto zaczęło podupadać. Tysiące mieszkańców wyjechało z NRD za lepszym życiem, do znacznie bogatszej części kraju - dawnego RFN. Dziś Eisenhüttenstadt to senna, nieco ponad 20 tysięczne miejscowość, w której część socjalistycznych blokowisk została wyburzona a te znajdujące się w centrum - odnowione. Zabudowania są mocno rozrzucone, stąd trudno się po nim poruszać pieszo. Ze starej dzielnicy Fürstenberg do Placu Centralnego jest ponad 4 km.

Ci, co zostali w Eisenhüttenstadt, pokochali to miasto, czego dowodem są serduszka na skrzynkach energetycznych. Naliczyłem ich kilkanaście.

Ogromne bloki z prefabrykatami przecinają zielone skwery i szerokie ulice. Brakuje tu parków, cienia. Rzeczywiście, "miasto słoneczne". Nie ma tu też żadnych domów z muru pruskiego, wież zamkowych, galerii handlowych czy kościołów (wyjątkiem jest dzielnica Fürstenberg z kościołem św. Mikołaja z XV w., ratuszem, remizą, wieżą ciśnień i kamieniczkami). "Świątynię" zastępuje ogromna huta stali, z groźnie wyglądającymi wielkimi piecami i chłodniami kominowymi. Nie mniej, aby nie było tak surowo, socjaliści zadbali o to, aby bloki zdobiły murale a skwery - rzeźby. Zatrudniono to tego najlepszych specjalistów, z czołowym architektem Walterem Womacką na czele. Aż 2 procent wydatków na projekty budowlane w NRD wydawano właśnie na sztukę w budynku lub w przestrzeni publicznej. Wiele takich socjalistycznych perełek przetrwało do dziś, więc warto mieć oczy szeroko otwarte, spacerując po mieście. Szczególnie na osiedlach I-III.

Większość bloków z osiedla nr 1-3 została odnowiona. Te budowane w drugim rzucie, w latach 1952-53 odzwierciedlają ideę "pałaców dla robotników". Przypominają te z ul. Stalinallee w Berlinie. Kolejne, budowane w czasach odwilży w latach 60. , zawierają motywy z niemieckich baśni.

Mimo tego, że huta wciąż działa i zatrudnia ok. 2500 osób, jest sporo wolnych mieszkań w odnowionych blokowiskach, dużo miejsc w przedszkolu i szkołach, są dogodne połączenie kolejowe z Berlinem, Frankfurtem nad Odrą czy Cottbus, miasto się wyludnia.

Od 1990 roku, populacja jego zmalała o blisko 30 tys. osób, do ok. 23 tys. w 2020 roku. Mało tego, blisko 40 procent mieszkańców ma ponad sześćdziesiąt lat. Z siedmiu wielkich osiedli część wyburzono lub jest w trakcie likwidacji. Wiele straszy swoim widokiem, wybitymi oknami i bohomazami na ścianach.

Na szczęście, te najbliżej centrum odrestaurowano. Jest ładnie, czysto, ale jakoś pusto.... Pozbawione firanek i kwiatów okna jakoś dziwnie korelują z mocno przystrzyżonymi trawnikami i sterylną czystością na chodnikach. Można się poczuć jak w ogromnym muzeum na świeżym powietrzu.

W ostatnich latach sytuację demograficzną podreperowali imigranci. Dziś widać ich na każdej ulicy. Zasiedlili część postsocjalistycznych pustostanów, pracują w barach i sklepach, głównie przy alei Lindenalle. Wraz z nimi przybyło w mieście budek z kebabami.

Dziś Plac Centralny świeci pustkami. W latach 50.XX w. miały na nim stanąć dwa okazałe gmachy. Powstał jeden, bo władzom NRD nie starczyło już pieniędzy. Ten, który udało się postawić, służył na organizację imprez i przyjęć. Gdy plany budowy drugiego budynku zakończyły się fiaskiem, gmach zaadaptowano na ratusz. Do dziś jest siedzibą lokalnych władz.

Warto wejść do niego, aby poczuć klimat wciąż unoszącego się w powietrzu socjalizmu. Wewnątrz budynku znajdują się dzieła sztuki związane z budownictwem. Klatka schodowa ozdobiona mozaiką pt. „Nasze nowe życie” autorstwa Waltera Womacki, słynnego socjalistycznego artysty.

Życie w Eisenhüttenstadt skupia się wokół ulicy Lindenallee dawniej zwana Leninalle. Fonetycznie nazwy niewiele się różnią, po polsku Linden to po prostu lipa, a Lenin to ... :). Choć Włodzimierz zniknął z nazwy alei, to pobliskie ulice dalej noszą nazwiska wybitnych komunistów: Karola Marksa, Róży Luksemburg czy Friedricha Engelsa. Ponad 50 lat temu Lindenalle była kiedyś główną arterią miasta z Teatrem Friedricha Wolfa i licznymi sklepami, prowadzącą do wschodniej części stalowego kombinatu.

Spacer ulicą zaczynamy od dwóch symboli NRD-wskiego socjalizmu. Po lewej – hotel Lunik – dziś w ruinie, czekający na nowe życie. W wybudowanym w 1963 roku żelbetonowym obiekcie mieściła się niegdyś elegancka restauracja, dyskoteka a nawet Intershop, czyli NRD-dowski odpowiednik naszego Pewexu.W 2007 roku powstały tu kadry do niemieckiego filmu „Lunik” z Anną-Marią Mühe, w którym hotel służy jako baza dla grupy anarchistycznych rabusiów.

A tak wyglądał Lunik ponad 60 lat temu.

Po prawej stronie ulicy stoi dawne centrum handlowe – Linden-Zentrum. Jego ścianę zdobi kolejna, ogromna mozaika Waltera Womacki. To dzieło o nazwie „Produkcja w pokoju" prezentuje białego gołębia, którego w świat wypuszcza z rąk miejscowy hutnika. W tle flagi NRD, Związku Radzieckiego i… Polski - wtedy krajów "braterskich".

Przechadzając się Lindenalle nie sposób zauważyć po lewej stronie żółtego budynku z kolumnami. Teatr (Friedrich-Wolf-Theater) oferuje rozrywkę w czterech salach, zarówno spektakle teatralne, występy taneczne, koncerty muzyki klasycznej i ludowej. Budynek w duchu socjalistycznego klasycyzmu powstał w 1955 roku. Nosi imię komunistycznego pisarza Friedricha Wolfa, ojca generała Stasi Markusa Wolfa i filmowca Konrada Wolfa. Wnętrze teatru wciąż odzwierciedla klimat lat 50. XX w.

Teatr dziś i w latach 60.XX w.

Wśród licznych artystycznych instalacji i rzeźb mi najbardziej przypadła Germania Barbarica, autorstwa Eckharda Hermanna, przy Lindenallee 54.

Ale nie tylko bloki, ulice i rzeźby są żywym muzeum socjalizmu. Koniecznie zobaczcie Centrum Dokumentacji Kultury Dnia Codziennego NRD (Dokumentationszentrum Alltagskultur der DDR), które mieści się w dawnym żłobku. Dlaczego tam? Populacja miasta starzeje się, więc część dawnych szkół, przedszkoli czy żłobków trzeba było zamknąć. Część niszczeje, część zaadaptowano m.in. na budynki użyteczności publicznej.

Zarówno wnętrza jak i ekspozycja kilkunastu tysięcy przedmiotów codziennego użytku przeniosą nas w świat lat 50., 60. czy 70. Nie sposób nie zachwycić się kolorowym witrażem przedstawiającym bawiące się dzieci na klatce schodowej żłobka – kolejnym dziełem Waltera Womacki. Więcej informacji na stronie muzeum https://www.utopieundalltag.de/

fot. © B. Geller

W mieście są jeszcze dwa muzea - przedstawiające historię regionu oraz straży pożarnej.

Na Placu Pamięci obelisk upamiętnia żołnierzy Armii Czerwonej i sowieckich jeńców wojennych, którzy polegli w walce z hitlerowskimi Niemcami. A było ich sporo, bo ponad 4 tysiące. Drugi taki stoi w dzielnicy Furstenberg, na Rossplatz.

Forrest Gump i trabant, czyli jak Tom Hanks pokochał Miasto Huty Stali

Mało kto wie, że słynny aktor Tom Hanks jest fanem NRD-owskich klimatów. Podczas kręcenia w Berlinie filmu „Atlas Chmur” w grudniu 2011 roku wybrał się na jednodniową wycieczkę do Eisenhüttenstadt. Gwiazdorowi na tyle zaimponowała socjalistyczna perełka na mapie Niemiec, że wspomniał nawet o niej w najpopularniejszym talk show w USA, Davida Lattermana.

Nazwał je wtedy „Iron Hut City”. Podkreślił, że to modelowe miasto zbudowane przez komunistów, aby pokazać ludziom „wielkie i cudowne życie” w socjalizmie. I nie zraził go nawet mandat, jaki znalazł się na wycieraczką auta, którym zaparkował w centrum miasta. Trzy lata później „Forrest Gump” wrócił do Eisenhüttenstadt, odwiedzając m.in. centrum dokumentacji kultury codziennej w NRD. Wzbogacił się też o kultowe auto niemieckiego socjalizmu – trabanta – prezent od jeden z miejscowych hutników.


Ciężkie czasy huty

Obecnie hutę prowadzi grupa ArcelorMittal, jej właściciel planuje przejść na produkcję tzn. „zielonej stali”. Nie zatrudnia już pół miasta, jak to było w latach 60 czy 70. XX w., ale ok. 2500 osób. W odróżnieniu od stali konwencjonalnej stal ma być wytwarzana bezemisyjnie, z wykorzystaniem jedynie odnawialnych źródeł energii. W hucie w Eisenhüttenstadt będzie to zielony wodór. Cześć budynków wielkiego kombinatu nie jest już użytkowana.

Huta dawniej i dziś...

Jak podkreślają mieszkańcy, Eisenhüttenstadt ma serce ze stali. Baner z napisem "Dieser stahl ist hier gekocht. Wird es bleiben" (Ta stal jest tutaj gotowana. Czy to zostanie?) przy dworcu autobusowym o tym przypomina w czasach kryzysu stalowego.

Poniżej - fontanna „Denver” na Beeskower Straße, na rogu Werkstraße.


Hutnicy na boisku W latach rozkwitu miasto było potęgą również w sporcie. Miejscowy klub – BSG Stahl - przez 30 sezonów grał na zapleczu dzisiejszej Bundesligi (ówczesnej DDR-lidze), by w końcu wywalczyć awans do ekstraklasy (DDR-Oberliga), w sezonie 1969/1970. I choć huta – główny sponsor drużyny – nie żałowała pieniędzy na wzmocnienia, oferując znanym piłkarzom najlepsze mieszkania w Eisenhüttenstadt, Stahl spadła z hukiem po roku. Do elity klub wrócił w 1989 roku, na dwa sezony. Po zjednoczeniu Niemiec i reorganizacji rozgrywek bezskutecznie walczyła w barażach o grę w 2. Bundeslidze. Jako finalista Pucharu Niemiec "Hutnicy "grali w Pucharze Zdobywców Pucharów z ... Galatasaray Stambuł. Choć prowadziła z Turkami 1:0, ostatecznie przegrała 1:2, a jedną z bramek dla zespołu znad Bosforu zdobył Roman Kosecki... Klub zaistniał w niemieckim futbolu jeszcze z jednego powodu. W 2004 roku, w regionalnych derbach z Victorią Frankfurt zawodnik Stali i zarazem pracownik huty, Norman Elsner strzelił gola już w 4. sekundzie. To najszybciej strzelona bramka w historii niemieckiego futbolu. Po podaniu piłki od kolegi i kopnął ją w kierunku bramki. Strzał ze środka boiska zaskoczył bramkarza rywali a hutnik - piłkarz dostał prestiżową nagrodę „Gol miesiąca” . Obecnie klub nosi nazwę FC Eisenhüttenstadt i gra na szóstym poziomie rozgrywek. W mieście nie brakuje kibiców zarówno Dynama Drezno jak i Hansy Rostock.

Na koniec kilka praktycznych informacji:

Gdzie przenocować?

Niestety, Eisenhüttenstadt to nie Spreewald czy Berlin, więc turyści tu tak często nie zaglądają. Po zamknięciu hotelu Lunik baza noclegowa jest dużo skromniejsza, niż w czasach socjalizmu. Nie mniej, polecam wam noclegi w takich miejscach jak: LAT Hotel & Apartmenthaus Berlin Eisenhüttenstadt, Pension Balkan czy Hotel Fürstenberg.

Gdzie zjeść?

Przy Lindenalle jest kilka pizzerii i kawiarni. W dawnym klimacie socjalizmu utrzymana jest restauracja Aktivist przy ul. Karl-Marx-Strasse 45, gdzie w latach 60. i 70. XX w. jadały posiłki rodziny hutników.

Z kolei pysznej kawy napijecie się w kawiarni i pizzerii "Crema&Cioccolato". Na przeciw lokalu znajduje się też Punkt Informacji Turystycznej, w którym zaopatrzycie się w broszury, mapy i oryginalne souveniry z „Miasta Huty Żelaza”: obrazy, magnesy, miniaturowe mozaiki ze słynnymi motywami socjalistycznej sztuki w Eisenhüttenstadt.


14 comentarios


Karotq VonPlumke
Karotq VonPlumke
30 sept 2023

NRD to niemiecka republika demokratyczna, ....a nie narodowa :D🤣

Me gusta

Muzeum Szczecin w PRL
Muzeum Szczecin w PRL
11 jun 2023

Dziękuję za ciekawą relację. Pozdrawiam z Muzeum Szczecin w PRL.

Me gusta
Piotr Piotrowski
Piotr Piotrowski
02 jul 2023
Contestando a

Cała przyjemność po mojej stronie. Na pewno wpis będę aktualizował, bo jeszcze nie raz tam będę. Pozdrawiam z Żagania!

Me gusta

Robert Rossowski
Robert Rossowski
19 dic 2022

No tak. Fajny opis i ciekawe foty. Inspiracja zaskutkowała moja wizytą. Jest klimat w EHS. Pojechałem motocyklem. Jade sobie głowna aleja Lenina . Zatrzymuje maszyne. Wyciagam foto sprzet. Jedzie kolo na bicyklu .Kolorowe dresy z lat 80-tych i tzw plereza czyli długie tłuste kudły do ramion. Typowy sznyt dla NRD-owcow .Kolczyk w uchu obowiazkowy. Były pracownik huty . Zadałem jedno pytanie łamana niemczyzna a ten jak ruszył z opowiescią to chyba z 15 minut nawijał. Piekne spotkanie. Pojałem z 5% tego co mowił, ale potem fotki fajne połapałem. dzieki Piotr za inspiracje. Warto było tam zajrzeć . Nie tylko Wawel jest na swiecie do zwiedzania .

Me gusta
Piotr Piotrowski
Piotr Piotrowski
10 may 2023
Contestando a

Bardzo się cieszę Rob, że zainspirowałem Cię DDR-owską betonozą, bo ma ona niesamowity klimat. Kolorowe dresy, kolczyki, opuszczone hotele, fabryki, przedszkola trochę imigrantów, ciągnące się kilometrami blokowiska i place dekorowane obecnie zielenią i małą architekturą. Eisenhuttenstadt warto zwiedzać rowerem, ze względu na dużą powierzchnię. Pozdrawiam i życzę kolejnych ciekawych wycieczek!

Me gusta

Piotr Piotrowski
Piotr Piotrowski
05 nov 2022


Me gusta

Piotr Piotrowski
Piotr Piotrowski
05 nov 2022


Me gusta

Spodobało się? Zapisz się na moją listę mailingową:

bottom of page