top of page

Droga Transfogaraska. Cud rumuńskiej techniki i szaleństwo dyktatora Ceaușescu.

  • Zdjęcie autora: Piotr Piotrowski
    Piotr Piotrowski
  • 4 dni temu
  • 4 minut(y) czytania

Obok zamków i miast Transylwanii oraz domu Drakuli największą atrakcją turystyczną Rumunii jest niewątpliwie Droga Transfogaraska, zwana Szaleństwem Ceaușescu. To nie cud rumuńskiej inżynierii lat 70. XX w. i jedna z najczarniejszych kart w historii kraju.


Najsłynniejszy dyktator Rumunii nakazał wybudować kilometry asfaltowych "serpentyn" przez góry, bo bał się inwazji ZSRR, po tym jak Rosjanie w 1968 roku interweniowali w Czechosłowacji. Droga przez Karpaty ułatwiała przerzut jego wojska z jednej części kraju na drugą.



151- kilometrowa droga w rumuńskiej części Karpat łączy wschodnią część Wołoszczyzny z Transylwanią, przecinając z południa na północ główny grzbiet Gór Fogaraskich, pomiędzy ich dwoma najwyższymi szczytami: Moldoveanu i Negoiu. Swój najwyższy punkt osiąga

nieopodal malowniczego jeziora Balea (2042 m n.p.m.), które można porównać do naszego Morskiego Oka.



Przy budowie tego "upiornego pomysłu" Geniusza Karpat, jak nazywano Nicolae Ceaușescu, przez 5 lat drążono i kuto w skałach, zużyto 6 milionów kilogramów dynamitu, aby wysadzić ich część. W tych ciężkich warunkach zginęło oficjalnie 38 żołnierzy, a w rzeczywistości - kilkuset. Powstała niesamowita, wręcz bajeczna serpentyna z kilkunastoma wiaduktami , pięcioma tunelami i 800 mostami.



To szaleństwo kosztowało ogromne pieniądze, ale dzięki niemu dziś rumuńska turystyka ma wspaniałą alternatywę dla tych turystów, którzy nie przepadają za zamkami, cerkwiami czy innymi zabytkami. My Drogę Transfogaraską przejechaliśmy... autobusem. Tak, tak. Nowoczesnym autobusem z zielonogórskiego biura podróży Exodus, w ramach objazdówki po Rumunii.


Ze względu na liczne zakręty, na drodze obowiązuje ograniczenie prędkości do 40 km/h. Tunel w najwyższym punkcie drogi jest zamknięty od października (lub listopada) do maja (lub czerwca), z powodu opadów śniegu i porywistych wiatrów.



Ale Gór Fogaraskie to nie tylko słynna Trasa. Będąc w tym rejonie Rumunii koniecznie wybierzcie się a trekking do ruin zamku hospodara Vlada III Palownika - słynnego, literackiego Hrabiego Draculi. Do twierdzy w Poenari macie do pokonania blisko 1500 schodów. Na szczycie przywitają was wbici na pal tureccy żołnierze , których tak słynny władca średniowiecznej Wołoszczyzny uśmiercał, aby odstraszyć ich rodaków i sułtana.



Oczywiście, to manekiny, ale oddają krwawe czasy, w których żył Vlad - tak naprawdę narodowy bohater Rumunów, który rządząc niewielkim państwem, w dodatku targany wewnętrznymi sporami, nie raz wygrywał z przeważające go kilkakrotnie wojskami Imperium Osmańskiego. A, że wrogów wbijał na pal, otrzymał przydomek Palownik. Na bazie jego krwawego podejścia do Turków i buntowników-poddanych, Bram Stoker wymyślił Wampira - Hrabiego, który żywił się krwią. W swojej słynnej powieści jako siedzibę Drakuli przedstawił zamek , który opisem przypomina ten w innej transylwańskiej miejscowości - Bran. Sam Vlad przebywał tam ponoć tylko kilka dni, jako więzień, ale Rumunii uczynili z malowniczej twierdzy turystyczną atrakcję.



Zwieńczeniem górskiego trekkingu będzie rejs statkiem po jeziorze Vidraru a także wizyta w jednym z najpiękniejszych cerkwi Rumunii- w Curtea de Argeș.



Po drodze spotkaliśmy misie (oprócz tych sztucznych - nad jeziorem Balea :)), które wyszły nam na drogę. Autobus musiał się zatrzymać, więc była okazja na parę zdjęć. Niedźwiedzi w Rumunii jest już ponad 8 tysięcy, władze postanowiły zmniejszyć ich populacje, bo coraz częściej dochodzi do ataków na ludzi.



Kilka dni przed naszą wizytą w Górach Fogaraskich niedźwiedzica zaatakowała podczas górskiej wędrówki 19-letnią turystkę zrzucając ją z dużej wysokości. Zaznaczam, że dziewczyna szła szlakiem turystycznym a zwierzę wyskoczyło jej na drogę. Po tej tragedii Parlament zadecydował o odstrzale kilkuset sztuk.


Wracając do Curtea de Argeș, stoi tam jedna z najważniejszych świątyń w kraju - Cerkiew Zaśnięcia Matki Bożej. Powstała za czasów hospodara mołdawskiego Basaraba V w XVi w. jest najczęstszych miejscem pielgrzymek. Skrywa w sobie relikwie św. Filotei oraz cząstki relikwii św. męczennicy Tatiany oraz św. Sergiusza. W cerkwi znajdują się groby królów rumuńskich Karola I, Ferdynanda I i Michała I.



Przy wejściu do świątyni nie mogliśmy nie skosztować pysznych jeżyn i Pálinki - owocowej wódki wyrabianej z fermentowanych śliwek, moreli czy gruszek. Sprzedawały je rumuńskie "babuszki", pięknie ubrane w tradycyjne , rumuńskie stroje.



Na okolicznych kramach i w sklepikach dostaniecie souvenirowego Drakulę w każdej postaci, począwszy od breloczków, magnesów po maski, kubki, zegary i kalendarze z jego wizerunkiem. Są też figurki niedźwiadków, piękne, ręcznie malowane ikony, chusty, rękodzieło.....



Z zup hitem jest zupa fasolowa podawana w chlebie, czyli ciorbă de fasole cu afumătură. Z dodatkiem śmietany, jajkiem lub ostrej papryczki. Amatorom gołąbków polecam saramale - miniaturowe gołąbki zawijane w liście kapusty lub winogron. Niektórzy z Was słyszeli też o mamałydze – gotowanej w wodzie lub mleku mące kukurydzianej, którą je się np. z gołąbkami , paprykarzem czy twarogiem. Rumuńska kuchnia słynie też z kiełbasek mici , czyli mieszanki jagnięciny, wieprzowiny i wołowiny a także naleśników z bryndza lub kapustą, czyli plăcintă.



A na deser koniecznie spróbujcie papanasi, czyli rumuńską bombę kaloryczną – pączki z konfiturami i śmietaną.



Rumunia to kraj kontrastów, biedy i bogactwa, brzydoty i piękna, kilometrów zwisających nad głowami przechodniów kabli energetycznych i telekomunikacyjnych, cygańskich pałaców rodem z Królowej Śnieżki, klimatycznych zamków ale i komunistycznej szarzyzny z czasów Nicolae Ceaușescu.

Jeśli chcecie zobaczyć więcej szaleństw krwawego dyktatora Rumunii, to polecam odwiedzić stolicę kraju. Przyznam szczerze, że na tle niezwykle fascynującej Transylwanii z Drogą Transfogaraską i zamkami Drakuli na czele czy Marmaroszu z wesołym cmentarzem i drewnianymi cerkwiami, Bukareszt nie należy do mojego rumuńskiego "must see". Ale....

Sami ocenicie, czy stolica Rumunii zasługuje jeszcze na dawne miano "Małego Paryżu Wschodu", czy może to już tylko wspomnienie paryskiej architektury i bardziej szary, betonowy dwumilionowy moloch zwany "Ceaușescimą", nazwany tak z połączenia nazwiska największego niszczyciela tego miasta – dyktatora Nicolae Ceaușescu i japońskiej Hiroszimy (zniszczonej po zrzuceniu bomby atomowej w 1945 roku).

Aby postwić budynek Parlamentu czyli Dom Ludu - drugi, co do wielkości budynek administracyjny na świecie – zaraz po waszyngtońskim Pentagonie (pow. 365 tys. mkw.) Ceauşescu nakazał zburzyć jedną piątą miasta i wysiedlić 40 tys. mieszkańców. Z powierzchni ziemi zniknęło kilkanaście tysięcy budynków, w tym wiele zabytkowych, w tym 22 cerkwie, 6 synagog i 3 kościoły. Ale to był dopiero początek szaleństwa. Dom Ludu był budowany w iście ekspresowym tempie, 24 godziny na dobę. Rumuńscy obywatele setkami ginęli z wycieńczenia. Wielu z nich zalano w fundamentach betonem....

Więcej o nim i Bukraszcie przeczytacie w moim innym poście o Rumunii - TUTAJ

Spodobało się? Zapisz się na moją listę mailingową:

bottom of page