Pandemia zmienia nam życie. Zmieniła też nasze tegoroczne plany wakacyjne. Zamiast wakacji na greckiej wyspie Kos, "wylądowaliśmy" w Gdańsku. Czy było bezpieczniej? Na pewno mniej nerwowo, niż na lotniskach i bez obawy, że za granicą trafimy w hotelu na kwarantannę. W każdym razie Covid-19 przyśpieszył naszą wizytę w Gdańsku, którą z roku na rok odkładaliśmy na kolejne wakacje na rzecz zagranicznych destynacji. Zawsze marzyliśmy, aby popłynąć łódką wzdłuż Długiego Pobrzeża czy wypić kawę na Długim Targu, obok fontanny Neptuna i uroczych kamieniczek z czasów renesansu.
Wycieczki po gdańskiej Starówce codziennie zaczynaliśmy od ul. Chmielnej, gdzie spędziliśmy tydzień urlopu w uroczym hotelu Qubus, położonym tuż przy rzece Motławie. Wystarczająco dużo czasu, aby zobaczyć wszystkie atrakcje tego pięknego miasta. Nie ma chyba ładniejszego deptaku w Polsce, niż Długie Pobrzeże. Unikatowa zabudowa z czasów średniowiecza, renesansu i późniejszych czasów po lewej stronie rzeki Motławy kontrastuje z luksusowymi hotelami i apartamentami po prawej. To na Długim Pobrzeżu możemy obejrzeć większość gdańskich bram wodnych, usytuowanych wzdłuż lewej rzeki Motławy. Jest tu też mnóstwo stylowych kamieniczek z restauracjami i kawiarniami.
Ku słynnemu Żurawiowi ruszyliśmy spod gotyckiej Bramy zwanej Krowią. Z Chmielnej trzeba przejść do niej mostem, oczywiście też Krowim :). Czy gdańszczanie naprawdę nie mieli lepszych nazw dla swoich zabytków? A no ponoć w XIV wieku pędzono tą drogą bydło. Sama brama została przebudowana na początku XX w. Choć w przeciwieństwie do większości zabytków przetrwała II wojną światową praktycznie w nienaruszonym stanie, to mimo to, została wyburzona po 1945 r. i na nowo wybudowana - w stylu gotyckim.
Idąc wzdłuż Długiego Pobrzeża, po lewej stronie Motławy oglądamy historyczną zabudowę, po prawej - na Wyspie Spichrzów - nowsze zabudowania, choć utrzymane w klimacie stylowych, gdańskich kamieniczek.
Kolejną bramą, którą mijamy jest Brama Zielona. Z ul. Stągiewnej prowadzi do niej Most Zielony. Podczas naszej lipcowej wizyty, rozstawiono na nim i wzdłuż Długiego Pobrzeża stragany z pamiątkami, ciuchami, swojskim jadłem i oczywiście - towarem eksportowym Gdańska - wyrobami z bursztynu. Mimo pandemii, władze miasta nie zrezygnowały w tym roku z organizacji Jarmarku Św. Dominika. Impreza jednak była mocno okrojona, bez dużych koncertów.
Brama Zielona to prawdopodobnie najstarsza brama wodna miasta i zarazem przykład tzw. manieryzmu niderlandzkiego, zbudowana w latach 1564–1568 przez Regniera z Amsterdamu i drezdeńczyka Hansa Kramera, jako gdańska rezydencja królów Polski.
Do jej budowy użyto cegieł o niezwykle małych jak na tamte czasy rozmiarach, sprowadzonych jako balast na statkach z Holandii. Szczerze przyznam, że na zieloną to ona mi nie wyglądała, ale na pewno nazwa dużo godniejsza dla zabytku, niż ta poprzedniej bramy.
Za Bramą Zieloną wchodzimy na ul. Długą, ale tylko na chwilę, aby zobaczyć ją z drugiej strony. W niej spotykamy skrzypaczkę, grającą Bacha no i bezdomnego, śpiącego pod ścianą. W pobliżu straganiarka sprzedaje kapcie z wełny i oscypki. Na kolejnym stoisku są i wyroby z bursztynów, które jakoś mi nie przypasowały do gustu. Przeciskając się przez tłum przechodzących turystów i amatorów zakupów, kierujemy się w stronę kolejnych bram Długiego Pobrzeża.
Dalej idziemy lewą stroną Motławy, mijając kolejną bramę - Chlebnicką z XV w., z herbem Gdańska, czyli dwoma srebrnymi krzyżami na tarczy w polu czerwonym. Z kolei, od strony ul. Chlebnickiej widnieje na niej wyrzeźbiona lilia - dawny herb książąt Pomorza Gdańskiego. Ze wszystkich bram ta przetrwała II wojnę światową w najlepszym stanie.
Następna na Długim Pobrzeżu jest dość podobna do Bramy Chlebnickiej Brama Mariacka, późnogotycka budowla z XV w. , z charakterystycznym ośmiokątnymi wieżyczkami i herbami: Królestwa Polskiego, Gdańska i Prus Królewskich. Swoją nazwę wzięła od Bazyliki Mariackiej i ul. Mariackiej. Sto lat później brama straciła znaczenie militarne i została przebudowana na mieszkania. Po II wojnie światowej została odbudowana i przeznaczona na Muzeum Archeologiczne (bilety w cenie 8 i 6 zł, wystawa przedstawia historię miasta w świetle wykopalisk oraz bursztynu).
Dalej widzimy Bramę Św. Ducha i Bramę Żuraw - jedną z najpiękniejszych wizytówek Gdańska. Żuraw jest najstarszym z zachowanych dźwigów portowych średniowiecznej Europy. Obecny kształt zawdzięcza Krzyżakom, którzy ją wybudowali w latach 1442-44. Oprócz funkcji obronnych, żuraw miał za zadanie przeładunek towarów, które statkami trafiały tutaj z całej Europy. Z drewnianej konstrukcji zwisały ogromne łańcuchy z hakami, w średniowieczu wprawiane w ruch siłą ludzką więźniów i skazańców. Za ich pomocą przetransportowywano ładunki na ląd.
Żuraw stracił swoje znaczenie obronne na początku XVII wieku. Przekształcono go wtedy na mieszkania i warsztaty rzemieślnicze. Dźwig spłonął podczas wyzwolenia Gdańska przez Armię Czerwoną, w ostatnim roku II wojny światowej. Odbudowano go na bazie ocalałych murów. W najbliższych latach miasto planuje odrestaurowanie zabytku, za ok. 16 mln zł.
W budynku mieści się oddział Narodowego Muzeum Morskiego i wystawa "Gdańsk od XVI do XVIII w. - życie portowego miasta". Można tu poznać system działania nawigacji w porcie gdańskim oraz obejrzeć zdjęcia pierwszych latarni morskich. Wstęp kosztuje 12 zł (8 zł ulgowy), w środy jest bezpłatny.
Kolejną bramą wartą uwagi jest Brama Straganiarska, zbudowana pod koniec XV w. , obecnie - wykorzystywana na mieszkania. Mieszkał w niej m.in. słynny aktor, Zbigniew Cybulski.
Idąc dalej Długim Pobrzeżem , mijamy gotycką Basztę Łabędź, najdalej wysuniętą na północ budowlę dawnych fortyfikacji Gdańska. Baszta jest pozostałością po zamku krzyżackim, z połowy XIV w. Została zniszczona przez gdańszczan w czasie wojny polsko - krzyżackiej, w 1454 r. a następnie odbudowana i powiększona o jedno piętro. Odrestaurowana po wojnie, obecnie jest siedzibą Polskiego Klubu Morskiego. Z zabytkiem kontrastuje nowoczesny budynek hotelu Hilton.
Zabytki przy Długim Pobrzeżu warto obejrzeć również z pozycji rzeki, wybierając się na rejs Motławą. My pływaliśmy hotelową łódką, chociaż opcji jest dużo więcej: tramwaj wody, replika zabytkowej galery czy kajak.
Ceny rejsów zaczynają się od 40 zł. Można wybrać się na półgodzinną wycieczkę wzdłuż Długiego Pobrzeża, ale i dalej - do Stoczni Gdańskiej, Westerplatte, Sopotu i na Hel (więcej informacji tutaj: https://www.getyourguide.pl/discovery/gdask-l1960/rejsy-i-wycieczki-statkiem-tc48/?utm_force=0
W sezonie letnim na Motławie aż roi się od różnych jednostek pływających. My popłynęliśmy nią hotelową łódką. Rejs jest bezpłatny dla gości hotelu Qubus, który zresztą serdecznie polecamy. "Q-łódką" można pływać do woli, wcześniej zapisując się na listę, dostępną w recepcji.
Półgodzinny rejs zaczyna się pod hotelem. Płyniemy wzdłuż gdańskiej Starówki, mijając wszystkie zabytkowe bramy, Żurawia, Filharmonię i Targ Rybny. Metą jest Stocznia Gdańska.
Łódką dopływamy do Stoczni Cesarskiej, budowanej od 1844 r. za panowania pruskiego. Budowano tu słynne, niemieckie okręty U-Boot. Po zajęciu miasta przez wojska radzieckie, stocznia została zdewastowana.
Po wojnie na terenie niemieckiej stoczni powstała polska. Stocznia Gdańska od 1945 roku skonstruowała ponad 1000 statków pełnomorskich, m.in.: kontenerowców, statków pasażerskich i żaglowców. To na jej terenie rozegrały się najważniejsze wydarzenia polityczne czasów PRL-u.
W grudniu 1970 roku podczas protestu pracowników zamordowanie trzech stoczniowców. Z gdańskiej stoczni wywodzi się związek NSZZ „Solidarność”, na terenie zakładu podpisano porozumienia sierpniowe w 1980 roku.
W 1996 roku stocznia postawiona została w stan upadłości. Następnie na jej bazie powstała Stocznia Gdańska – Grupa Stoczni Gdynia S.A., od 2006 roku – Stocznia Gdańsk S.A.
Dziś można oglądać tutaj rozległe muzeum, m.in. stare budynki Stoczni Cesarskiej czy miejsce pracy Anny Walentynowicz, jej pracowniczki i i działaczki opozycyjnej w czasach PRL-u, dziś - jednej z ikon Gdańska. Teren jest rozległy, więc warto zarezerwować sobie na zwiedzanie przynajmniej trzy, cztery godziny.
Wracamy łódką na Długie Pobrzeże. Po rejsie jesteśmy głodni, więc czas na jedną z wielu restauracji i knajpek. Wybieramy lokal o nazwie Whisky in the Jar, położony na Wyspie Spichrzów - praktycznie na przeciw Bramy Zielonej.
Warto było postać blisko godzinę w kolejce, aby tutaj zjeść pysznego steka w bułce, z warzywami i frytkami. Po krwistym, wypieczonym kotlecie przyszedł czas na aperol podany w unikatowej szklance , w kształcie czaszki.
Kto lubi bardziej wyszukane smaki, polecamy restaurację Woosabi przy ul. Stągiewnej, nieopodal Whisky in the Jar. Tam zawitaliśmy następnego dnia. Wśród palm i tropikalnych klimatów oraz chilloutowej muzyki można delektować się kuchnią azjatycką. My zaliczyliśmy eksplozję smaków w jednej misce. Wybór padł na Rice Bowl, czyli kurczaka i miskę ryżu z domowej roboty kimchi, awokado, świeżym ogórkiem i marynowaną marchewką z imbirem. Do tego sos sojowo - sezamowy, szczypiorek i kruszone orzeszki ziemne. Można też wybrać wersję: ryż z wołowiną, marynowanym tofu lub smażonym łososiem.
Kto nie lubi azjatyckiej kuchni, polecamy świetną pizzę, w restauracji Sempre Pizza & Vino, przy Targu Rybnym, tuż za Bramą Straganiarską idąc w kierunku Baszty Łabędź. Przy dźwiękach italo disco zjemy tutaj smaczną pizzę, na prawdziwym, cienkim włoskim cieście, w przystępnej cenie. Tuż przy lokalu odpływają tramwaje wodne.
Z pełnymi brzuszkami kontynuujemy wędrówkę po okolicach Motławy. Po drugiej stronie rzeki rozpościera się wspaniały widok na wyspę zwaną Ołowianką i Sołdek - pierwszy statek pełnomorski zbudowany w polskiej stoczni. Ołowianka wzięła swoją nazwę od ołowiu, który w zamierzchłych czasach był składowany tutaj w magazynach. Gdy lewa strona Pobrzeża koncentrowała się na życiu i handlu, prawa służyła jako wielki magazyn towarów gromadzonych przez gdańszczan.
Sołdek jest czynny tylko w sezonie letnim. To pierwszy polski statek wybudowany po II wojnie światowej. Zwodowany został w 1948 roku, swoją obecną nazwę otrzymał od trasera Stoczni Gdańskiej, przodownika pracy Stanisława Sołdka. Do końca 1980 roku statek zaliczył blisko półtora tysiąca rejsów i przewiózł ponad 3,5 mln ton towarów do ponad 60 portów.
Ołowianka stała się wyspą pod koniec XVI w., gdy przekopano kanał na Stępce. Wybudowano na niej liczne spichlerze. Ze wszystkich magazynów do dziś w najlepszym stanie zachował się Spichlerz Królewski, który obecnie spełnia funkcje hotelowe.
Ponadto, na Ołowiance możemy obejrzeć trzy mniejsze dawne spichlerze: Panna, Miedź i Oliwski.
Najstarszym z nich jest gotycki spichrz Oliwski. Jego nazwa wywodzi się od użytkujących go cystersów oliwskich. Barokowy spichrz Panna swoją nazwę otrzymał od stojącej kiedyś na jego szczycie figurce. Spichrz Miedź zawdzięcza swoją nazwę przechowywanej niegdyś w nim miedzi.
Jak większość gdańskich zabytków, spichlerze zostały zniszczone w czasie II wojny światowej. Ich ruiny zrekonstruowano a dziś mieści się w nich Muzeum Morskie. Jego ekspozycje świetnie uzupełniają się ze stojącym obok statkiem Sołdek (bilet w cenie 12 zł - normalny, 8 zł - ulgowy. Bardziej opłaca się kupić karnet za 25 zł (ulgowy 16 zł) , w cenie którego zwiedzimy Spichlerze, Żurawia oraz Ośrodek Kultury Morskiej). Na Ołowiankę dostaniemy się przez zwodzony mostek zwany kładką na Stępce.
Obok spichlerzy, w budynku dawnej elektrowni mieści się Polska Filharmonia Bałtycka z salą koncertową na tysiąc osób. Międzyzdroje mają swoją promenadą gwiazd, ma ją również Gdańsk. Obok Filharmonii znajduje się Bursztynowa Promenada Gwiazd. Odciski swoich dłoni zostawili tutaj m.in. pisarz Jerzy Pilch, jazzman Leszek Możdżer, aktorka Faye Dunaway czy reżyserzy: David Lynch i Volker Schlöndorff, autor ekranizacji powieści pt. "Blaszany bębenek" Guntera Grassa, której akcja dzieje się w Wolnym Mieście Gdańsk, przed i w czasie II wojny światowej.
Dalej kierujemy się ku Wyspie Spichrzów, połączonej z Głównym Miastem mostami: Krowim i Zielonym. Oczywiście nazwa pochodzi od licznych spichlerzy, powstałych w czasie średniowieczu. Posiadały one drewniane mosty do załadunku i rozładunku towarów, które statkami przypływały tutaj z całej Europy.
W czasie walk Armii Czerwonej z hitlerowcami w 1945 roku, wyspa została doszczętnie zniszczona. Dziś jest przykładem pięknej odbudowy, połączenia zabytkowego charakteru Starówki z nowoczesnością. Część Wyspy Spichrzów zagospodarowała pod nowoczesne apartamenty, hotele i punkty handlowo - usługowe w ramach projektu Granaria Gdańsk (białe budynki). Są też kolorowe budynki (spichlerz Deo Plaza oraz Daleka Droga), ciągnące się aż do Mostu Zielonego.
Z blisko 350 spichlerzy przetrwały tylko trzy, ponad 30 kolejnych zrekonstruowano. Nie miały numerów, za to zabawne nazwy: Trzy Cytryny, Szara Gęś, Małpa czy Królowa Nocy. Magazynowo w nich nie tylko zboże, ale i konopie, chmiel, len czy sukno. Aby zapobiec kradzieżom cennym towarom, oddzielono teren od lądu kanałem, tworząc w ten sposób wyspę.
Kolejnym punktem naszej wędrówki jest Baszta Stągiewna (na zdjęciu widoczna z perspektywy przystani przy białych spichlerzach Granaria oraz ul. Stągiewnej - od strony Mostu Zielonego).
Późnogotycka baszta z początku XVI w. zwana też - z powodu kształtów - Stągwiami Mlecznymi, stanowiła ważny element obrony Wyspy Spichrzów. Obok niej stoi niższa, zwana Stągiewką. Obie spełniły swoją funkcję w 1520 roku - uniemożliwiając skuteczny atak Krzyżaków do miasta od strony Motławy. Na baszcie zauważymy trzy herby - Rzeczypospolitej, Gdańska oraz Prus. Częściowo zniszczona w 1813 r. podczas wojen napoleońskich, zawaliła się po pożarze w 1945 r.
Wycieczkę Długie Pobrzeże - Ołowianka - Wyspa Spichrzów warto zakończyć selfie z napisem Gdańsk i diabelskim młynem.
Tu też jest miejsce, aby odpocząć na wygodnych fotelach.
Na koniec I części spaceru po Gdańsku polecamy jako bazę wypadową do zwiedzania Gdańska hotel Qubus przy ul. Chmielnej. Będąc na przełomie lipca i sierpnia, skorzystaliśmy z promocji i za pięć dni pobytu ze śniadaniami zapłaciliśmy za dwie osoby 1.800 zł, rezerwując pobyt na stronie booking.pl.
Hotel dysponuje eleganckimi pokojami z dobrym serwisem, bezpłatnym internetem i smacznymi śniadaniami, w których mamy duży wybór, począwszy od naleśników, kiełbas, jajecznicy, po wędliny, sery, sałatki warzywne i owocowe, płatki z mlekiem i musli, jogurty, gofry i inne słodkie desery. Bar w holu jest idealnym miejscem na relaks przy oryginalnym koktajlu bądź lampce wina.
Hotel Qubus Gdańsk usytuowany jest zaledwie 5 minut spacerem od Starego Miasta i ok. 1,5 km od dworca kolejowego. Oczywiście jego atutem są bezpłatne wycieczki Q-łodzią w sezonie letnim.
Spodobała się Wam wycieczka wśród renesansowych kamieniczek i bram? Na drugą część wędrówki po Gdańsku zapraszam tutaj - Gdańsk 2: Spacer Drogą Królewską
14 Comments