Będąc w Turcji, szczególnie na Riwierze Tureckiej, polecam Wam wyprawę do Kapadocji. To takie "must see", jeśli chodzi o zwiedzanie. Z reguły biura podróży oferują dwudniową wycieczkę do tej baśniowej krainy, będącej części większej - Anatolii. Wirujący wokół własnej osi biali tancerze zwani derwiszami, lot balonem nad skalnymi rzeźbami - wspólnym dziełem natury i człowieka - czy niezapomniane wrażenia podczas tureckiego wieczoru w podziemnej restauracji to tylko niektóre atrakcji tej cudownej, anatolijskiej eskapady!
Do Anatolii wybraliśmy się z Side (tutaj więcej poczytacie o tym pięknym miasteczku). Choć jazda w dwie strony zajęła nam kilkanaście godzin, warto było poświęcić czas podróży na zwiedzanie tak magicznego miejsca. Tym bardziej, że podróż tureckim busem kierowanym przez sympatycznego Mesuta była wygodna i ekspresowa. Jej pierwsze godziny przespałem, bo wystartowaliśmy w nocy, około godz. 3.00. Po pobudce, byliśmy już w innym świecie. Bajkowe stożki, pagórki, piramidki. Tak, takie cuda stworzyła przez wieki natura! A dokładnie wiatr, woda i wulkany.
Zanim zaczęliśmy eksplorować te bajkowe tereny, był czas na łyk historii i kultury Anatolii. Pierwszym przystankiem było miasto Konya i Muzeum Mevlany. Mevlana był duchowym myślicielem, muzułmańskim poetą i mistykiem a także założycielem Zakonu Wirujących Derwiszy. Ich medytacja polegała na boskim tańcu - kręceniu się wokół własnej osi. Tańczyli, kierując prawą rękę ku górze - sięgając po błogosławieństwa z niebios. Lewą mieli w dole, co oznaczało rozdzielanie ludziom otrzymanych łask.
Muzeum warto zobaczyć dla licznych pamiątek związanych z działalnością zakonu. Są tam relikwie, manuskrypty, dywany, instrumenty muzyczne a także grobowce ich członków. Sam taniec derwiszy obejrzeliśmy podczas wieczoru tureckiego.
"Jesteś szalona" w Kapadocji!
Anatolijską balangę zaliczyliśmy w jednej z wielu wykutych w skale restauracji, Nevşehir, kolejnym naszym przystanku na trasie. W podziemnym lokalu czekało na nas sporo tureckiego alkoholu – od wina czerwonego i i białego, piwo Efez po anyżową wódkę raki. Ze względu na intensywność i tylko trzy godziny trwania imprezy, od razu przeszliśmy do konkretnego trunku, jakim była dość popularna w Turcji wódka - Bazooka.
Na nasz ośmioosobowy stolik poszło kilka butelek tego zacnego trunku i mnóstwo smacznych przekąsek. I nie tylko kebab w szaszłykach, ale również sałatka z ciecierzycy, sera feta czy placek nadziewany serem i szpinakiem, czyli börek. Bazooka to 37-procentowa wódka, mająca w Turcji status naszego Bolsa.
Hitem wieczoru byli wirujący wokół własnej osi tancerze w białych strojach, czyli derwisze. Wyglądali, jakby byli zahipnotyzowani. Wirowali tak bez końca. A nam w głowach się coraz bardziej wirowało, szczególnie gdy w ruch poszły kolejne flaszki tureckiej wódki.
Po derwiszach na scenie pojawiają się tancerze i tancerki, odgrywający różne scenki z codziennego życia Anatolijczyków. No, ale o ten turecki folklor nam chodziło. Nie polski. Po trzeciej flaszce tureccy przyjaciele zaprosili nas na parkiet. Pokazali, jak tańczyć turecki taniec. Z głośników leciały nie tylko klimaty anatolijskie, ale i turecki pop oraz dance. Didżej puścił przeboje z repertuaru takich gwiazd tureckiego popu jak: Tarkan ("Şımarık" czyli "Kiss, Kiss"), Gülşen czy Demet Akalin. Zabawa była tak przednia, że nikt z nas nie czuł obolałych nóg po pierwszym dniu wyczerpującej wycieczki w kapadockiej krainie. Ale na koniec czar nieco prysł. Z głośników popłynęła "Jesteś szalona" Boysów. To był ukłon Turków w naszą stronę, choć przecież nie po to pokonaliśmy 600 km, aby w Anatolii bawić się przy disco polo :). Tureccy paparazzi zadbali o profesjonalną sesję zdjęciową. Czuliśmy się jak gwiazdy estrady, którym nagle wyłączono prąd.
Gdy nam już tak mocno wirowało w głowach od trunków i tańca, również w rytmie Boysów i Milano, punkt godz. 23.00 nastąpiła cisza. Tak, tak, przypomnieliśmy sobie, że impreza miała potrwać trzy godziny i o tej porze miała się zakończyć. Spać się nie chciało, więc "dobiliśmy się" Efezem w hotelowym lobby, do którego dowiózł nas "wesoły autobus". Śpiewów i ryków nie było końca.
Spacer nad Czerwoną Rzeką
Następnego, na lekkim kacu, z obrzękiem nóg i zachrypniętymi gardłami zwiedziliśmy urocze miasteczko Avanos, słynące z wyrobów pięknej ceramiki, przecięte Kızılırmak czyli Czerwoną Rzeką. Lokalni wytwórcy wydobywają z niej glinkę, o charakterystycznym czerwonawym odcieniu.
W Avanos warto zaliczyć spacer urokliwą promenadą a także zabukować hotel, jeśli na dłużej chcemy eksplorować Kapadocję. A powiem, że warto!
W Avanos zjedliśmy nie tylko smaczny obiad, ale i spacer po centrum miasteczka wraz z krótkim pokazem wyborów garncarskich. Wycieczka nie byłaby tak ciekawa, gdyby nie nasz dowcipny i sympatyczny przewodnik, Mehmet. Dołączyła do nas grupa rosyjskich turystów, których poznaliśmy wcześniej na obiedzie. Mieli również wspaniałą przewodniczkę, Nataszę (zdjęcie poniżej).
O wieloletniej tradycji wyrobu ceramiki w Avanos świadczą nie tylko liczne warsztaty i manufaktury, ale rzeźby, posągi i słynna fontanna z wazonem w centrum miejscowości.
🧿🧿🧿🧿🧿🧿
Podczas wycieczki wpadliśmy również do manufaktury onyksu. To właśnie w centralnej Anatolii, dokładnie w Avanos znajdują się fabryki produkujące wyroby z tego minerału: wazony, naczynia, rzeźby czy souveniry dla turystów.
🧿🧿🧿🧿🧿🧿
Włos na głowie się jeży!
Ale to nie koniec wrażeń w Avanos. Jest jeszcze jedno takie miejsce w tym anatolijskim miasteczku, gdzie włos na głowie się aż jeży! To Muzeum Włosów, prawdopodobnie jedyne takie w Turcji. Założył je Chez Galip, właściciel jednego z tamtejszych warsztatów garncarskich. Turek od lat kolekcjonuje włosy ludzi z różnych zakątków świata. W swoich piwnicach ma kilkanaście tysięcy pukli włosów od turystów.
Wielu, oprócz włosów zostawiają karteczki z danymi kontaktowymi. Sympatyczny Turek co roku losują wśród nich nagrody - tygodniowy pobyt w Kapadocji połączony z warsztatami garncarskimi! Ot, ma chłop gest. W swoich przemyśleniach nie chcę tutaj "dzielić włosa na czworo", ale pomysł oryginalny. Kolejny, którym można przyciągnąć potencjalnego turystę do tej wyjątkowej krainy. O tym niezwykłym miejscu przeczytacie tutaj
Normalnie bajka!
Po wirujących tańcach, warsztatach lepienia i dzielenia się włosami, czas na podziwianie księżycowych krajobrazów, w Kapadocji. To nr 1 wśród atrakcji centralnej Anatolii. W Kapadocji nasz bus zatrzymywał się w kilku obowiązkowych punktach: Parku Narodowym Göreme, Dolinach: Gołębi, Różowej, Czerwonej i Miłości oraz Wąwozie Ihlara. Gdy już tam dotarliśmy, w busie rozległo się wielkie "wow".
Jak powstała ta baśniowa kraina? Około 7 tys. p.n.e. anatolijskie wulkany, w tym największe z nich: Erciyes Dağı, Hasan i Melendiz zaczęły wypluwać z siebie popiół i lawę. Z tego duetu, zmieszanego z piaskiem i glebą powstał tuf – rodzaj miękkiej skały. Tufową warstwę zaczęły kształtować przez wieki wiatry, deszcze i śniegi. Spływająca woda wyżłobiła korytarze i labirynty. Dały one schronienie
ludności, która w skałach wykuła przez wieki domy i kościoły. W sumie powstało około 200 miasteczek! Mieszkańcy jaskiń znaleźli tutaj schronienie przed arabskimi prześladowcami. Jako pierwsi w kapadockich skałkach zamieszkali bizantyjscy mnisi, w IV w. , oddając się ascezie i żyjąc z dala od zgiełku. Najpiękniejsze formy skalne zobaczymy w Göreme, Ürgüp czy Kayseri. Zwiedzanie w wyżłobionych w skałach domów czy kościołów było dla mnie – dwumetrowego dryblasa – nie lada wyzwaniem.
W Dolinie Miłości natura miała nieco więcej fantazji i z form skalnych wyrzeźbiła różne cuda. Obok grzybków, monstrualnych bez, białych wież, stożków, piramid czy hełmów są sterczące... fallusy. W wielu miejscach formy skalne są perforowane, co jeszcze bardziej dodaje fantazyjności temu miejscu.
Następny punkt do Doliny: Fantazji oraz Gołębi, z racji hodowanych tam od wieków gołębi. Anatolijczycy cenią te ptaki, bo wulkaniczne tufy w połączeniu z ich odchodami dają świetny nawóz, wykorzystywany w licznych w Kapadocji winnic.
Park Narodowy Göreme – to muzeum składające się z blisko 350 wykutych w skale kościołów bizantyjskich, będące na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. Ktoś zapyta: no ale skąd chrześcijańskie kościoły z malowidłami świętych w środku Turcji? Mało tego, to właśnie tutaj narodziła się idea życia klasztornego! Anatolia słynie tylko z tańczących derwiszy, ale przede wszystkim - podziemnych klasztorów - pustelni, stworzonych głównie przez bizantyjskich mnichów. Koniecznie trzeba zobaczyć system podziemnych miast m.in. w Kaymakli, Nevsehir, Derinkuyu czy właśnie w Göreme.
To tutaj powstały najpiękniejsze skalne cerkwie pełne wspaniałych fresków. Podziemne miasta wykute w skałach dawały schronienie przed arabskimi prześladowcami, najpierw mnichom a później również mieszkańcom dawnej Anatolii. Tu też krzyżowały się szlaki handlowe. Mieszkania w skałach miały nawet po kilkanaście kondygnacji. Do niektórych schodziło się ponad 50 metrów w głąb ziemi. Zwiedzaliśmy je, wchodząc pod drabinach a następnie skuleni, szliśmy po wąskich i niskich korytarzach.
Kolejny punkt kapadockiej wędrówki to: Trzy Piękności.
Kapadocja balonem
Warto też obejrzeć kapadockie rzeźby z lotu ptaka. Loty balonami zaczynają się o wschodzie słońca, gdy przejrzystość powietrza jest najlepsza i krajobrazy cudne. W takim balonowym koszu mieści się do 20 osób. Koszt nie jest mały, ale warto!
Ceny wahają się od 100 do ponad 200 euro od osoby, w zależności od długości lotu, pory dnia, sezonu czy firmy. Za tę kwotę mamy ubezpieczenie, transfer z hotelu do miejsca wylotu, minimum godzinę w powietrzu, czasami – jakieś przekąski. Koszt spory, ale co się nie robi dla prawdziwego ekstazy w powietrzu! Nagrodą jest niesamowity widok wznoszących się gigantycznych lampionów, skalnych form oraz baśniowego krajobrazu.
Kup pan Viagrę!
Co przywieść z Anatolii? Oprócz wyrobów garncarskich, figurek wirujących derwiszy, chałupniczo robionych przez mieszkanki tej krainy kapadockich laleczek, szali, tkanin warto zajść na bazar, po bogate w składniki przyprawy :)
Sprzedawcy często zachęcają do kupna "Viagry". Z reguły jest to przyprawa z suszonych pomidorów lub orzechy zalane miodem z przyprawami. A więc trudno tutaj mówić o jakimś super afrodyzjaku.
Hitem anatolijskich bazarów są szmaciane laleczki. W sumie, wyrób dość prymitywny, ale pamiątka oryginalna. Warto wydać parę lirów tureckich, aby wspomóc anatolijskie kobiety, żyjące ze sprzedaży souvenirów. Przynajmniej tak nas zapewniał nasz przewodnik, Mehmet.
Tureckie bazary to zakupowe szaleństwo. Istna feeria barw, zapachów i smaków. Przyprawy, souveniry, słodycze i orzeszki. Kto, co woli. Oczywiście, "towarzysze ze Wschodu", których na Riwierze Tureckiej jest znacznie więcej niż Egejskiej, gustowali we wszelkiego rodzaju odzieży z podrobionymi znakami znanych marek. A potem, brylowali na ulicach: panowie w dresach i koszulkach adidasa; panie - z torebkami Louis Viton czy Gucci. My woleliśmy tureckie słodycze, czyli tzw. turkish delight. Szczególnie orientalne galaretki czyli "rahat lokum" oraz chałwa. Warto też z Anatolii przywieźć rękodzieło, oryginalne tkaniny, koce, dywany, ręczniki czy torby z pięknymi haftami.
Jeśli lubicie tureckie klimaty, zapraszam Was do lektury moich innych postów. Poniżej przeczytacie o:
🧿 plażowaniu wśród zabytków sprzed 2 tys. lat, czyli SIDE 👉 link tutaj
🧿 tureckim "Saint Tropez", czyli BODRUM 👉link tutaj
🧿wycieczce na zamek na klifie z pięknymi widokami na plażę Kleopatry, czyli ALANYA 👉 tutaj
🧿 adrenalinie na tureckiej rzece, czyli rafting w KOPRULU 👉link tutaj
🧿 tureckim safari wśród gór Taurus i kanionie w SAPADERE 👉link tutaj
🧿 wrażeniach z bajkowej krainy w KAPADOCJI 👉 link tutaj
Świetny post. Bardzo przyjemnie się czyta i aż mi żal, że nie byliśmy jeszcze w Kapadocji. Powodzenia
Najlepsza część wypadu do Turcji, dzięki za przypominajkę 👍🙂